Relaks na straszno, czyli czemu horrory nas odprężają
Plaża. Słońce ostatnimi blaskami pieści taflę wody. Lekka bryza chłodzi ciała niespiesznych spacerowiczów. Piasek robi się chłodniejszy, nie parzy już stóp. Nagrzana woda zaprasza do kąpieli, gotowa głaskać łagodnymi, wieczornymi falami późnych pływaków. W oddali słychać śmiechy i świst przecinającego powietrze ringo. Powietrze jest przesiąknięte zapachem przygotowywanych kolacji. Jednak nie wszyscy w tym rajskim zakątku poddają się plażowej atmosferze. Jakaś kobieta z wypiekami na twarzy maltretuje kieszonkowe wydanie w miękkiej okładce, kontrastującej krwawym deseniem z klimatem ogólnej sielanki. Jakiś chłopak lekko zapiaszczonym palcem przesuwa nerwowo po ekranie kindla, by się dowiedzieć, czy wcielony w małą dziewczynkę demon już dopadł tę lekarkę… Oczy obojga są niespokojne, łapczywie pochłaniają kolejne zdania. Lekceważą sobie ci czytelnicy łagodne uroki kurortu.
Wydaje się to dosyć nieintuicyjne: dlaczego na Boga czytać coś takiego? Co znajdujemy w horrorach i thrillerach, co sprawia, że nas wciągają, a co więcej, że zapewniają nam przyjemność, nierzadko większą niż inne formy odpoczynku? Czy lubić się bać to perwersja czy naturalny odruch organizmu?
Strach jest psychologicznym mechanizmem, który służy obronie. To atawizm: instynkt, który ma na celu wskazać nam, że w danej sytuacji trzeba uciekać albo mobilizować ciało do walki. Spłycenie oddechu, przyspieszone bicie serca, drżenie dłoni (lub, przechodząc do mniej konwencjonalnych symptomów, kurczenie jelit). Hormonalne reakcje naszego ciała są w dużej mierze ukształtowane w zamierzchłych czasach, kiedy sytuacja zagrożenia polegała na tym, ż podbiegał do nas tygrys lub uzbrojony wróg. Ten rodzaj doświadczenia, umówmy się, staje się coraz mniej powszechny. Dużo częściej doznajemy przewlekłego lęku, niejasnego niepokoju, stresu, nieznanego naszym odzianym w skóry przodkom.
Jednak fizjologia lęku sprawia, że – paradoksalnie – strach w krótkich setach (szybki strzał adrenaliny) jest dla nas niezwykle odprężający. Stąd też przyjemność czytania czy oglądania horrorów. Chodzi o moment, kiedy trup wypada z szafy: podskakujesz na fotelu, po czym zdajesz sobie nagle sprawę z tego, że to tylko film lub książka. Ach, to nie dzieje się naprawdę! Ja jestem tutaj, siedzę sobie wygodnie, chrupię czipsy, to tylko oni tam na ekranie mają problem, ale i tak aktorzy, w ogóle nikomu nie dzieje się krzywda… łe, nie ma o czym gadać. Spoko. O, czips mi upadł.
To wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Rozluźniamy się, stres opada; czujemy się bezpieczniejsi, super-bezpieczni, pancerni, właśnie dzięki porównaniu z niebezpieczeństwem, które jeszcze przed chwilą zdawało się nam grozić. Analogicznie jest np. podczas ekstremalnego wyczynu sportowego, jak skok ze spadochronem czy na bungee: jeden moment strachu, a potem zdajesz sobie sprawę, że już jesteś bezpieczny, nic Ci nie grozi. Ty decydujesz, czy i kiedy zrobisz to następny raz. Ergo: większe poczucie bezpieczeństwa na poziomie fizjologicznym odczuwamy tuż po skoku na bungee, niż podczas siedzenia w wypełnionej pachnącą pianą wannie czy na herbacie i ciasteczku u babci.
To odpręża. Jest to strach, który szybko przechodzi, pozostawiając po sobie komfort i przyjemność. Ledwie strzepiesz okruszki z książki, a już czeka Cię kolejny adrenalinowy szot. I ponowne miękkie opadnięcie w bezpieczeństwo. I czy w porównaniu z tymi emocjonalnymi doznaniami łażenie po plaży czy ganianie za ringo nie wydaje się po prostu głupie?